Minął pierwszy marca, czyli pierwszy dzień meteorologicznej wiosny (przynajmniej tak mówili w telewizji :) Jedne dzień nawet poświeciło słońce, ale cóż tylko jeden dzień . Na dworze znowu pochmurnie i szaro, ale w domu kolorowo i pachnąco. Szaleństwo sobotniego pieczenia za mną. Właściwie to szalałyśmy obie z córką. Córka piekła torta bezowego i kilka bezów, a ja wzięłam się za drożdżową chałkę. Trochę pracy z tym zarabianiem ciasta i czekaniem aż wyrośnie. Ale efekt- cóż palce lizać.
Poza tym robię kordonkową kapę, ale żeby nie było zbyt monotonnie między czasie wydziergałam sweterek komunijny. Sweterek przekazany, a ja ruszyłam do modernizowania mojej małej pracowni.
Mała pracownia, to pokój mojej córki, który na czas jej wyprowadzki z rodzinnego gniazda przekształcił się w moją pracownię. Dzisiaj udało mi się ustawić w nim prawdziwy stół. Do tej pory szyłam na szklanym stoliku, który generalnie stał na balkonie, ale dzisiaj przywieźliśmy razem z mężem stół. Także już go wcisnęłam do mojej pracowni, ustawiłam na niej maszyny i jest super. Mogę już wygodnie szyć, ale to dopiero po skończeniu kapy. Stwierdzam, że fajnie jest mieć miejsce w którym każda szpulka, nitka, włóczka i materiał ma swoje miejsce :)
Mała pracownia, to pokój mojej córki, który na czas jej wyprowadzki z rodzinnego gniazda przekształcił się w moją pracownię. Dzisiaj udało mi się ustawić w nim prawdziwy stół. Do tej pory szyłam na szklanym stoliku, który generalnie stał na balkonie, ale dzisiaj przywieźliśmy razem z mężem stół. Także już go wcisnęłam do mojej pracowni, ustawiłam na niej maszyny i jest super. Mogę już wygodnie szyć, ale to dopiero po skończeniu kapy. Stwierdzam, że fajnie jest mieć miejsce w którym każda szpulka, nitka, włóczka i materiał ma swoje miejsce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz