Przeziębienie, przeziębieniem, ale jeść trzeba zwłaszcza, że zakwas wyciągnięty z lodówki ogrzany i dokarmiony czekał na zużycie.
Ze względu na to, że chleb na zakwasie musi sobie stać i rosnąć pieczenie zaczęłam wcześniej. I w zasadzie nic by nie było w tym szczególnego, gdyby nie to, że chleb rósł mi jak szalony, wylewając się z blaszki.
Najciekawsze było w tym to, że składniki te same, przepis ten sam, ilość ciasta ta sama, a on robi się coraz większy i większy. Co jakiś czas w ciągu rośnięcia musiałam odbierać ciasto z blaszaki, aż wreszcie skróciłam czas wyrastania i wzięłam się za pieczenie. Bałam się, że jak jeszcze trochę poczekam to większość ciasta mi wypłynie.
Podobnie z rośnięciem miała dzisiaj chałka drożdżowa, rosła, rosła i rosła.
Wspaniałe szaleństwo.
Przy okazji odpowiadam na pytanie jednej z czytelniczek mojego bloga, czasami zdarza się, że zarabiam ciasto na chleb i robi mi się bardzo twarde. Dolewam wtedy wody. Myślę, że zależy to od mąki. Czasami mąka potrzebuje więcej wody, czasami mnie. Jakiś czas temu kupiłam mąkę pszenną ( w tym samym sklepie i ten sam producent co zwykle). Tym razem kupowałam mąkę typu 450, bo do ciasta. Okazało się, że robiąc ciasto musiałam wsypać więcej mąki, bo najzwyczajniej w świecie ciasto było za rzadkie.
Takie to moje różne "mąkowe" doświadczenia.
Na koniec pokażę wam część moich dzisiejszych wypieków (chałka nie zmieściła się w kadrze)
Chleb w blaszkach, czekający na nagrzanie piekarnika. Od prawej: chleb żytni na zakwasie pełnoziarnisty, chleb żytni na zakwasie ze śliwkami, chleb żytni na zakwasie bez dodatków.
Chleby po upieczeniu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz